Zasada suwerenności ludu w demokratycznym państwie
W debacie publicznej powoływanie się na ideę suwerenności ludu służy najczęściej usprawiedliwianiu decyzji politycznych (…) albo mobilizowaniu obywateli do działania (…). Problematyczne jest jednak to, że znaczna część tego rodzaju odwołań do suwerenności ludu wypacza sens tej fundamentalnej zasady.
W toczących się w ostatnim czasie dyskusjach politycznych możemy zauważyć liczne nawiązania do zasady suwerenności ludu (narodu)[1]. Jak powszechnie wiadomo, zasada ta stanowi jeden z fundamentów ustroju demokratycznego. W największym uproszczeniu oznacza ona, że najwyższa władza w państwie demokratycznym należy do ludu. W debacie publicznej powoływanie się na ideę suwerenności ludu służy najczęściej usprawiedliwianiu decyzji politycznych (zgodność z wolą ludu postrzega się jako decydujący argument w sporach politycznych) albo mobilizowaniu obywateli do działania (postuluje się niekiedy, aby lud podjął działania na rzecz odzyskania albo utrzymania władzy). Problematyczne jest jednak to, że znaczna część tego rodzaju odwołań do suwerenności ludu wypacza sens tej fundamentalnej zasady.
Najczęstszym błędem, jakiego dopuszczają się uczestnicy debaty publicznej, jest utożsamianie części ludu z całym ludem. Kwestia ta jest o tyle istotna, że lud demokratyczny stanowi pewną jedność i właśnie ludowi ujmowanemu jako jedność przyznawana jest suwerenność w ustrojach demokratycznych. Ten błąd „brania części za całość” jest szczególnie widoczny w wypowiedziach publicznych, które przesądzają, kto jest członkiem suwerennego ludu, a także w stwierdzeniach rozstrzygających, kiedy można uznać działanie polityczne za wyraz woli ludu.
Kto jest członkiem suwerennego ludu? Popularna definicja ludu demokratycznego zamieszkującego dane państwo głosi, że jest to „zbiór wszystkich, w minimalnym stopniu kompetentnych, dorosłych osób działających wspólnie jako jedno ciało”. Osoby konstytuujące lud demokratyczny to wszyscy obywatele dysponujący pełnym zakresem praw i wolności politycznych. Takie rozumienie ludu jest spójne z fundamentalną dla teorii demokracji zasadą równego szacunku, która stanowi, że każdemu obywatelowi przysługuje równa wartość (godność), a w związku z tym każdy powinien być traktowany jako pełnoprawny i równy członek społeczności politycznej. Demokratyczne ujęcie ludu nie jest jednak powszechnie akceptowane w debacie publicznej. Warto zwrócić uwagę na dwojakiego rodzaju próby zawężenia zakresu tego pojęcia.
Pierwszym przykładem takiego nieuprawnionego zawężenia jest stawianie znaku równości między ludem a wspólnotą o charakterze etniczno-kulturowym. O przynależności do tej ostatniej grupy nie decyduje poziom kompetencji ani zakres posiadanych praw politycznych, ale czynniki biologiczne bądź kulturowe (jak język albo religia). Drugim przykładem jest utożsamianie ludu z uciskaną klasą społeczną. W tej narracji politycznej lud ujmuje się jako grupę, która została obrabowana z prawowitej władzy przez elitę społeczną i w imię zasady suwerenności powinna tę władzę odzyskać. W obu przypadkach mamy zatem do czynienia z nieuprawnionym traktowaniem części ludu (wspólnoty kulturowej bądź uciskanej grupy społecznej) jako całości, która dysponuje suwerennością.
Kiedy można uznać, że dane działanie jest wyrazem woli suwerennego ludu? Ponieważ, jak wspomniałem wyżej, lud demokratyczny stanowi swoisty kolektyw, powstaje pytanie, czy – a jeśli tak, to pod jakimi warunkami – możemy przyjąć, że w określonej sprawie zdecydował lud. Jest to możliwe wyłącznie w sytuacji, gdy określone rozstrzygnięcia daje się w sposób wiarygodny przypisać ludowi ujmowanemu jako całość. Podobnie bowiem jak części ludu nie można uznawać za całość, tak samo woli wyrażonej przez część nie można utożsamiać z wolą całości.
Warto zaznaczyć, że powyższe spostrzeżenie stoi w sprzeczności z traktowaniem większościowej decyzji obywateli jako wyrazu woli suwerennego ludu. Wydaje się jednak, że to powszechne w debacie publicznej uznawanie każdego rozstrzygnięcia podjętego w procedurze wyborczej bądź referendalnej za werdykt ludu nie jest uprawnione. Wystarczy wspomnieć, że bardzo często czynniki takie jak niska frekwencja, skomplikowana procedura wyborcza, bądź nieznaczne różnice między zwycięzcami i przegranymi uniemożliwiają wiarygodne przypisanie danego rozstrzygnięcia ludowi ujmowanemu jako całość. Dobrego przykładu dostarcza rezultat ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, w których kandydat Republikanów zwyciężył pomimo faktu, że kandydatka Demokratów uzyskała blisko trzy miliony więcej głosów. Zwycięstwo to jest rzecz jasna bezsprzeczne na gruncie amerykańskiej ordynacji wyborczej. Trudno jednak zgodzić się z twierdzeniem mocniejszym – że stanowi ono wyraz wspólnej woli ludu amerykańskiego.
Skoro zatem zwycięstwa wyborcze i rozstrzygnięcia referendalne zwykle nie są wyrazem wspólnej woli ludu, to jakie działania możemy sensownie przypisać ludowi ujmowanemu jako całość? Wskażę na trzy najczęściej rozważane odpowiedzi.
Powszechne w debacie publicznej uznawanie każdego rozstrzygnięcia podjętego w procedurze wyborczej bądź referendalnej za werdykt ludu nie jest uprawnione. Wystarczy wspomnieć, że bardzo często czynniki takie jak niska frekwencja, skomplikowana procedura wyborcza, bądź nieznaczne różnice między zwycięzcami i przegranymi uniemożliwiają wiarygodne przypisanie danego rozstrzygnięcia ludowi ujmowanemu jako całość.
Pierwsza z nich głosi, że lud demokratyczny stanowi jedynie pewien byt abstrakcyjny – obejmujący nie tylko aktualnie żyjących obywateli, ale również przeszłe i przyszłe pokolenia – a w związku z tym w ogóle nie jest zdolny do działania jako całość. W tej perspektywie idea suwerenności ludu nakłada na władze publiczne obowiązek kierowania się dobrem wszystkich obywateli, a tym samym kreuje pewien punkt odniesienia dla podejmowanych decyzji politycznych. Druga odpowiedź nawiązuje do klasycznej koncepcji ludu w rezerwie, wedle której lud nie bierze udziału w bieżącej polityce, lecz mobilizuje się i podejmuje działania wyłącznie przy okazji zdarzeń o szczególnej doniosłości. Bruce Ackerman twierdzi, że w dotychczasowej historii Stanów Zjednoczonych tylko trzy razy mieliśmy do czynienia z ludem aktywnie uczestniczącym w wydarzeniach politycznych, to jest w trakcie uchwalania konstytucji, rekonstrukcji państwa po wojnie secesyjnej oraz w okresie polityki New Deal. Jako przykład ilustrujący to podejście czasami wskazuje się opór polskiego społeczeństwa względem władzy komunistycznej w czasach „Solidarności”. Trzecia odpowiedź zakłada natomiast, że wspólna wola ludu demokratycznego kształtuje się w procesie deliberacji publicznej. Na gruncie tej koncepcji osiągnięcie konsensusu przez zdecydowaną większość stron sporu politycznego, poprzedzone szeroką i jawną dyskusją publiczną, można rozsądnie interpretować jako wyraz woli ludu. Wymóg ten jest spełniony w konkretnej sprawie w sytuacji uzyskania porozumienia zaangażowanych sił politycznych.
Warto podkreślić, że odpowiedzi druga i trzecia postulują podobne kryteria uznania jakiejś decyzji za realizację woli ludu demokratycznego. Są nimi szeroki zakres zgody co do określonego rozstrzygnięcia sprawy, a także świadomość wspólnego działania jako lud demokratyczny. Oba te warunki niezwykle rzadko można uznać za spełnione w przypadku rozstrzygnięć wyborczych oraz referendalnych.
Literatura:
Ackerman B. (1991), We the People: Foundations, Harvard University Press, Cambridge.
Bohman J. (1996), Public Deliberation: Pluralism, Complexity and Democracy, MIT Press, Cambridge.
Canovan M. (2008), Lud, tłum. S. Szymański, Wydawnictwo Sic!, Warszawa.
Pettit P. (2012), On the People’s Terms: A Republican Theory and Model of Democracy, Cambridge University Press, Cambridge.
Wojciech Ciszewski – doktor nauk prawnych, pracownik Katedry Teorii Prawa WPiA UJ oraz doktorant w Instytucie Filozofii UJ
Artykuł powstał dzięki dofinansowaniu z Instytutu Filozofii UJ w ramach projektu „Zintegrowany system zdalnego nauczania w IF UJ”.
[1] Mówiąc o ludzie (bądź narodzie) mam na myśli polskie odpowiedniki łacińskiego pojęcia populus i angielskiego people. W tekście będę się posługiwał sformułowaniem „suwerenność ludu”, ponieważ jest ono w moim przekonaniu najbardziej odpowiednie. Warto jednak zaznaczyć, że w polskiej tradycji prawnej przyjęło się tłumaczyć łacińskie populus jako „naród”, a rozważaną w tekście zasadę określać jako zasadę suwerenności narodu.